Pod koniec września mieliśmy możliwość zapolować w Kanadzie i odwiedzić teren, gdzie można znaleźć największe trofealne łosie na świecie. To dzika, surowa kraina – ziemia, gdzie człowiek czuje się gościem, a nie gospodarzem.

Polowanie na łosia w Kanadzie okazało się nie tylko sprawdzianem wytrzymałości, ale i cierpliwości. Każdy krok wymagał skupienia – w tej przestrzeni wszystko zdawało się głośniejsze: skrzypienie butów, trzask łamanych gałęzi, oddech przyspieszony emocjami.

Gdy po raz pierwszy usłyszałem charakterystyczne stękanie byka w oddali, serce przyspieszyło. To nie był zwykły dźwięk – to była obietnica spotkania z królem tych lasów. Byk odpowiadał na wab. Czekaliśmy długo, kryjąc się w gęstwinie, aż sylwetka ogromnego zwierza wyłoniła się spomiędzy drzew. W tamtej chwili poczułem mieszaninę podziwu i respektu – łosie w Jukonie są olbrzymie, potężniejsze niż te, które widuje się w Europie. Nie bez powodu rekord świata, padł właśnie tam.

Samo polowanie zakończyło się sukcesem, ale nie to było najważniejsze. Największe wrażenie pozostawiła we mnie bliskość dzikiej przyrody – świadomość, że uczestniczę w pradawnej tradycji, a jednocześnie wciąż pozostaję maleńką cząstką wobec ogromu północnej ziemi. Sami odprowadzający, którzy pomagali w organizacji polowania potwierdzili że poza dwoma tygodniami, podczas których pozyskują zaledwie kilka byków, cała kraina pozostaje sama sobie – nikt poza dziko żyjącą zwierzyną nie zagląda tu przez cały rok.

Wracam stamtąd z poczuciem spełnienia i wdzięczności – za spotkanie z naturą, za ciszę, której brak w codziennym życiu, i za wspomnienie, które zostanie ze mną na długo. Jukon uczy pokory. Ponad dwa lata przygotowań, dało efekt w postaci życiowych trofeów, byków łosi pozyskanych w Kanadzie – prowincji Jukon.